W części pierwszej artykułu przedstawiłam Wam jak Guruji widział rolę ciała w procesie inwolucji polegającym na takim tkaniu pola naszej świadomości tak, aby jego splot był najdelikatniejszy – sattwiczny. Jednak to niejedyny sposób rozumienia tejże roli w metodzie Iyengara.
Druga interpretacja dotyczy roli symetrii ustawienia ciała dla osiągnięcia wyciszenia umysłu. Wszyscy wiemy, że jest to jeden z aksjomatów rządzących praktyką asan w metodzie Iyengara. Dążymy do wyrównywania stron i wprowadzania harmonii we wszystkich częściach ciała. Dzięki temu praktykując daną asanę – wydłużamy kręgosłup minimalizując naciski na rdzeń kręgowy a w pozycjach medytacyjnych – możemy kontrolować pozycję mózgu. Tym samym – w trakcie praktyki nasz ośrodkowy układ nerwowy nie jest eksponowany na bodźce.
Uświadomione i nieuświadomione bodźce z ciała
Mnie jednak przychodzi do głowy jeszcze jedno wyjaśnienie dla tej szczególnej – można by rzec – obsesji iyengarowskiej. Kiedy dopuścimy do siebie wizję, zgodnie z którą nasz mózg nieustająco odbiera wrażenia płynące z ciała – od tych, które są zupełnie poza naszą kontrolą i tym samym czuciem – po takie, które krzyczą – dobitnie informując nas o zagrożeniu. Gdzieś pomiędzy tymi dwoma ekstremami jest cała skala doznań od słabych i subtelnych po te mocne, czy trudne do zniesienia. Granica czucia i uświadamiania sobie tychże doznań – na tej skali – wcale nie jest tak wyraźna jakbyśmy chcieli o niej myśleć.
Wyobraźcie sobie, że ni stąd ni z owąd przychodzi wam kilkakrotnie do głowy myśl, że trzeba sprawdzić czy wszytko w porządku z kolanem. Dzień lub kilka dni później odnotowujemy jakiś dyskomfort z kolanem związany, który tydzień później przeradza się w ból. Kiedy próbujesz powiedzieć lekarzowi od kiedy Cię boli – nie potrafisz określić tego jednoznacznie, bo pobolewało Cię od jakiegoś czasu. Doznanie dyskomfortu a potem bólu nabierało bowiem na sile. Pojawienie się w naszej świadomości bólu narastało stopniowo, albo nawet pulsacyjnie się intensyfikowało. Wysokość owego progu doznaniowego jest sprawą indywidualną a nawet podlegającą treningowi. Temu aby lepiej czuć ciało i szybciej rejestrować sygnały świadczące o problemie służą również zajęcia jogi.
To, że nie przepuszczamy przez tę granicę uwagową pewnych doznań nie oznacza, że one w tle – chciałoby powiedzieć podprogowo – nie oddziałują na nasz system nerwowy. Dzięki temu, że praktykujemy asany z dbałością o harmonizowanie ciała – odbarczamy naszą świadomość od odbierania irytujących sygnałów z niego płynących. Dzięki temu – ciało przestaje nas absorbować w negatywnym sensie.
Dążenie do symetrii i nieustannego wyrównywania stron powoduje, że trwanie w asanie – zwłaszcza tej przeznaczonej do praktyki wyższych niż asany – członów jogi – pranayamy (kontroli oddechu), pratyahary (wycofania zmysłów) czy pozostałych trzech, które określę wspólnym mianem – medytacji – jest przyjmowaniem pozycji wygodnej. Wygoda nie oznacza tu przyjemności trwania lecz osiągnięcie mentalnej stabilności, w której świadomość nie odbiera doznań z ciała. Ustawione w regularnych osiach pokrywających się z działaniem siły grawitacji optymalizuje ono swoje położenie. Innymi słowy – kiedy przyjmujemy właściwą pozycję a nasze ciało jest do tego przygotowane i nawykłe – stajemy się bezcieleśni.
Praktyka asan jest tu zatem ćwiczeniem tego najgrubszego aspektu naszego jestestwa aby jego subtelniejsze przejawy nie doznawały płynących z niego zakłóceń.