Prasiant i jego nauczanie
[…] Prasiant w trakcie sesji [, na którą trafiłam] zrobił zwyczajny wykład. Ponieważ był to tydzień pozycji stojących udało nam się wykonać jedną z nich – Trikonasanę kilka razy. W trakcie wykonywania pozycji nie padła ani jedna konkretna instrukcja dotycząca techniki. Mówił do nas, ale jego instrukcje w żaden sposób nie znajdowały w mojej głowie receptury na zastosowanie. Operował pojęciami bardzo abstrakcyjnymi, mówił o naszym nastawieniu w trakcie wykonywania asany. Żeby wyjaśnić, o co chodzi odwoływał się raczej do obrazów, porównań spoza jogi oraz metafor. […]
Patrząc na Prasianta opowiadającego nam o różnorodności perspektyw, z jakich możemy spojrzeć na asanę, nieznacznie przeniosłam wzrok wyżej i zobaczyłam fotografie z asanami w mistrzowskim wykonaniu Guruji. Pomyślałam o artyzmie, do jakiego doszedł w sztuce praktyki asany, o tym, że cała jego energia życiowa została zaangażowana w rozwinięcie tej sztuki i dzięki temu podążając za jego wskazówkami dotyczącymi wykonania pozycji możemy wznieść się ku wyższym i bardziej subtelnym aspektom praktyki jogicznej. Guruji pokazał nam jak wychodząc od ciała zmierzać ku rozwojowi duchowemu. Pamiętam, że przyjęcie odpowiedniego punktu wyjścia na tej ścieżce zajęło mi kilka lat zmagania się z sobą – zanim moje ciało stało się gotowe do tego, aby stać się miarodajnym narzędziem rozwoju. Początkowo, pomimo, że ćwiczyłam ciało, z uwagi na pewnego rodzaju oddzielenie sfery psychicznej od fizycznej nie odczuwałam specjalnego efektu natury mentalnej. W tamtym czasie praktyka jogi była mozolnym sprowadzaniem duszy do ciała. Dopiero, kiedy ów proces się zakończył – o ile mogę tak powiedzieć – możliwe stało się przejście do dalszego etapu. Prasiant w swoim podejściu zdaje się w ogóle abstrahować od tego połączenia. Przemawia i odwołuje się tylko do sfery intelektualnej, czyli tej części duszy, która ma najdalej do ciała. Jeśli ciało któregoś z jego słuchaczy nadal pozostaje niezamieszkane przez duszę – zachęcony sformułowaniami Prasianta może umieścić całą praktykę w swojej wyobraźni. Widmo takiego niebezpieczeństwa położyło się cieniem na moim postrzeganiu zajęć z Prasiantem.
Jak widzi to Gita, jak widzę to ja
Punkt widzenia Gity, który jest tak bliski moim intuicjom w kwestiach, o których Prasiant wyraża się w języku bardzo abstrakcyjnym, można zawrzeć w jej uwadze rzuconej w trakcie zajęć: „Czy wy jesteście już tak rozwinięci duchowo, że nie możecie porządnie wyprostować nóg i rąk?”. Rozważania Prasianta zupełnie od tego prostowania abstrahują, zakładają to jak oczywistą przesłankę, o której nawet nie trzeba wspominać.
Gita, zaś widzi – zaglądając nam w oczy, a trzeba wiedzieć jak bardzo roziskrzone są jej własne – że nie tylko nie prostujemy należycie rąk i nóg ale, nawet jeśli je prostujemy to nie zawsze budzimy w ten sposób nasz ospały i wędrujący poza miejsce praktyki umysł. Kiedyś przy czwartym powtórzeniu Bharadvajasany podeszła do jednej z osób i powiedziała „Twoje oczy w końcu się otwarły” – co należy rozumieć: „Uważność została obudzona”. A to przecież dopiero etap wstępny, obudzona uwaga może zostać odpowiednio skierowana.
Jej wieczorne zajęcia w piątek w tygodniu wygięć do tyłu na długo pozostaną w mojej pamięci. Tak się złożyło, że w trakcie sesji zrobiła wykład, który wiele mi wyjaśnił. Starała się nas przekonać do wagi prawidłowego ułożenia ciała w trakcie wykonywania asan. Na przykładzie jednego z uczniów pokazała, w jaki sposób nieprawidłowy nawyk ruchowy, lub asymetria ciała rzutują na całą strukturę. Kolano, następnie rotacja miednicy, przemieszczenie barku i na końcu głowa. Przemieszczenia kośćca oddziałują na mięśnie i organy wewnętrzne. Utrwalanie tej sytuacji w życiu i brak reakcji na nią w wykonywaniu asan prowadzi małymi kroczkami do powstania schorzenia albo problemu z daną częścią ciała. Dlatego tak ważne jest, aby być uważnym i kontrolować ciało podczas praktyki, nie dopuszczać do powstawania, lub utrwalania asymetrii, czy nieprawidłowych odruchów.
Nasza interwencja w praktykę i nieustanne korygowanie są konieczne. Jeśli zaprzestaniemy – ciało osunie się bezwiednie w stary wzorzec. Dlatego praktyka przypomina rehabilitację, nieustanne zajmowanie się już istniejącym problemem, który jest fragmentem naszej kondycji. W podobny sposób działamy na nasz umysł, kiedy praktykujemy z wytężoną uwagą, kiedy staramy się w jej obszar włączyć wiele różnych punktów, które w asanie powinny podlegać kontroli. Tak, jak w Urdhva Dhanurasanie podlegają kontroli i nogi i ręce i miednica i klatka piersiowa na raz. Taka praktyka wymaga pełnego zaangażowania i maksymalnego rozbudzenia umysłu. Nie ma wtedy miejsca na wybieganie myślą poza to, co jest aktualnie do wykonania. Ilość instrukcji i elementów do ogarnięcia jest tak duża, że pozostajemy w kontakcie tylko z tym, co jest – co jest faktycznie. Kiedy nasz umysł wypełnia tylko to, co jest faktycznie, pojawia się Satia – czyli prawda i uczciwość. Nie może być inaczej, bo każde kłamstwo i kombinacja wymaga alternatywnego świata, całej na kłamstwie opartej, koherentnej i zwartej rzeczywistości. Na taką kombinatorykę nie ma miejsca w umyśle zajętym tym, co dzieje się tu i teraz.
Podobnie jest z Brahmacharią, czyli czystością i powściągnięciem pożądań. Tu nie chodzi o to, żeby je wyprzeć, albo dekretem woli narzucić sobie wstrzemięźliwość. Żądze i zachcianki, jeśli gdzieś są, i tak dadzą o sobie znać, wymykając się w końcu z podświadomości. Po prostu zaskoczą nas swoim istnieniem i nawet nie będziemy wiedzieli, skąd się wzięły – która ze sfer mentalnych jest ich źródłem. Rzecz w tym, żeby pomału uczyć się pewnego wzorca. Przywracając umysł do jego pierwotnej natury nieporuszenia i powściągnięcia, również w sferze zmysłowej. Kiedy praktykujemy i staramy się kontrolować różne fragmenty ciała w tym samym czasie, angażujemy nasz mózg zatrzymujemy go na tym, co zachodzi aktualnie w ciele, mózg oddziałuje na umysł a umysł na świadomość i w końcu każde z nich osiąga stan spokoju i wyciszenia, w którym nie ma pragnień i pożądań. Ten wzorzec działania, jeśli jest regularnie praktykowany przenosi się poza praktykę i dzięki niemu osiągamy spokój ducha w codziennym życiu i upragniony stan czystości.
A zatem – zdaniem Gity – praktykując jogę nie tylko rehabilitujemy nasze pełne napięć i asymetrii ciało, ale i duszę wznosząc ją ku coraz bardziej zaawansowanym praktykom, jednak zawsze sferą, do której możemy się odwołać po weryfikację postępu na ścieżce rozwoju duchowego jest ciało i sposób funkcjonowania uwagi. A więc ścieżka, jaką prowadzi nas Gita wiedzie od ciała do głowy. Odwrotnie niż u Prasianta.
Puna, sierpień 2006