Jak opisać to, co wydarzyło się w ramach tegorocznego Yoganusiasanam? Sama formuła owego seminarium będącego hybrydą warsztatów jogi – gdzie jest przestrzeń na praktykę i jej doświadczenie – oraz panelu wykładowo-dyskusyjnego zadania tego nie ułatwia. Wiadomo było, że zgromadziliśmy się tam aby rozmawiać o trybie szkolenia i egzaminowania nauczycieli jogi. Nikt się jednak nie spodziewał, że zagadnienia te obejmą również system certyfikacyjny.
Wydarzyło się więc coś niezwykle spektakularnego – jednak pod powierzchnią zdarzeń – w głowach nas wszystkich tam zgromadzonych. Początek był bardzo niewinny i nic nie zapowiadało wielkiego przełomu, który został zapoczątkowany drugiego dnia z siedmiu.
Eksperyment myślowy Abhijaty
Zacznijmy może od początku. Organizatorzy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że wielu uczestników tego wydarzenia przybyło tuż przed jego rozpoczęciem. Pierwszy dzień zatem zdominowany był przez hasło „Jetlag”. Abhi przywitała nas pytając o to, jak się mamy po przyjeździe. Nawet w przypływie współczucia – przed rozpoczęciem oficjalnej części poświęciła pierwsze 5 min. na mikro-sekwencję asan na „obudzenie”. Ona – odziana w tradycyjne wykwintne sari a my – w ubraniach wierzchnich nieprzygotowani na praktykę. To było akurat dobre, bo kolejne zdarzenia – jeśli ktoś nie obudził się do końca – mogły wydać się fragmentem marzenia sennego.
Pierwszy – otwierający nasze obrady moduł nosił tytuł „Filozofia egzaminu” i miał być wykładem Abhijaty. W swojej istocie był, zawierał jednak pewną praktyczną część – eksperyment myślowy. Abhi po krótkim wstępie oznajmiła nam, że za chwilę zostaniemy wszyscy poddani egzaminowi przeprowadzonemu przez Prasianta Iyengara – obecnie najwyższy autorytet w metodzie – po czym wyszła na około 5-10 min. Siedzieliśmy więc w sali snując po cichu domysły. Ja głównie na temat tego czy dobrze zrozumiałam to, co powiedziała po angielsku. Miałam więc dystans do tego osobliwego ogłoszenia. Myślę jednak, że osobom anglojęzycznym było dużo trudniej opędzić się od wizji tego, co mogło nastąpić. I właśnie ta wizja – nasz stan wywołany widmem egzaminu stał się dla niej materiałem do refleksji. A ściślej – autorefleksji, ponieważ jej wykład składał się ze sformułowanych pierwszoosobowo alternatywnych scenariuszy i jej potencjalnych reakcji na nie. Reakcje te były narracją, jaką Abhi miałaby przyjąć raz zdawszy egzamin pozytywnie – raz nie zaliczywszy go. Z mojej perspektywy był to doskonały przykład Swadhyaya – studiów w oparciu o analizę siebie, swoich własnych motywów odkrywanych szczerze przed samym sobą. Wynik tej autoanalizy pokazywał wyraźnie jak różnie interpretujemy własny wkład czy to w sukces czy też w porażkę – oczywiście przeceniając go w pierwszym przypadku a minimalizując w drugim.
Co jest nie tak z egzaminami?
W toku dalszych rozważań dotyczących egzaminów Abhi wyszczególniła czynniki, które zaburzają właściwy proces obiektywnej oceny kandydata oraz właściwy odbiór informacji zwrotnej pochodzącej od komisji przez osoby egzaminowane.
Do pierwszej kategorii należała stronniczość komisji egzaminacyjnych oraz sztuczność sytuacji egzaminacyjnej, czyli oddalenie jej od lekcji jogi, jaką znamy z potocznej praktyki nauczania w szkołach. Drugą zaś reprezentował głównie stres związany ze sprawdzianem. Powoduje on bowiem, że kandydaci koncentrują się na ocenie zamiast na uzyskaniu wartościowej informacji zwrotnej pokazującej, w którym miejscu w swojej praktyce i nauczaniu się znajdują. Główną korzyścią związaną z egzaminem jest zatem zaliczenie go a nie – rzetelna ocena poziomu osoby egzaminowanej.
Indukowana stresem przemożna chęć zdania egzaminu powoduje, że kandydaci kierują się potencjalnymi oczekiwaniami komisji. Abhi opatrzyła to przykładami ze swojej praktyki nauczycielskiej. Przyznała, że w zależności od tego, kogo spodziewała się zobaczyć na swoich zajęciach jako przypadkowego gościa – tak starała się prowadzić lekcję. Kiedy uczyła pod dyktando Guruji Iyengara robiła dokładnie to, czego on od niej chciał. Była przekaźnikiem. Kiedy przypuszczała, że na klasie może pojawić się Gita – nieco upraszczała nauczanie kierując uwagę uczniów na poszczególne miejsca w ciele, operując konkretem. Jeśli zaś niespodziewanym gościem miał być Prasiant jej nauczanie dotyczyło oddechu w asanach i czucia ciała – czyli było prowadzone w jego stylu. Kiedyś zdarzyło, że zgodnie z przewidywaniami – na lekcji Abhi zjawiła się Gita i natychmiast zwróciła jej uwagę na oddech w nauczanych przez nią skrętach, czyli na coś, co Abhi wydawało się domeną Prasianta. I nie chodzi o to, że Abhi nie trafiła w preferencje superwizora, tylko o to, że przedmiot jej nauczania stracił na tak tendencyjnym podejściu.
Bądźmy jak BKS Iyengar
Owe czynniki zaburzające obiektywną ocenę kandydata i jego właściwe nastawienie wobec tej oceny można by wyeliminować jeśli zgodzilibyśmy się na uczciwe przyznanie się do tego, że egzaminy w obecnym kształcie nie są dobrym albo wystarczająco dobrym rozwiązaniem. I tu dla podniesienia motywacji do dokonania takiego osądu przytoczyła anegdotę ze słynnego Intensivu w Chinach, który Guruji poprowadził w 2011 roku dla tysięcy uczestników. Wydarzenie to dało początek wielkiemu boomowi na jogę Iyengara w Państwie Środka.
Otóż wobec tych tysięcy słuchaczy Guriji przyznał się do błędu w nauczaniu Baddhakonasany. Początkowo dla uwypuklenia odczuć dot. ułożenia guzów kulszowych w tej pozycji – Guruji stosował kostkę drewnianą podkładaną pod pośladki. Jednak z czasem swój pogląd zrewidował. Skoro pośladki są okrągłe lepiej, żeby podpora pod nie miała pokrewną z nimi naturę. I tak do użycia weszły „czumbale” czyli wykonane z bawełny płaskie kółeczka z dziurką w środku. Ich pierwowzorem – jak wyjaśniła Abhi – były zwoje bawełny używane do stabilizowania ciężarów noszonych na głowach – zwłaszcza – przez Hinduski. Dla Abhi był to doskonały przykład odwagi i uczciwości ze strony najwyższego dla nas autorytetu, który nie cofnął się przed tak dużym audytorium i przyznał się do błędu mówiąc wprost „I was wrong”. Wysłuchaliśmy tego postulatu z uwagą potakując gorliwie w duchu, wciąż nie mając świadomości na co jesteśmy stopniowo przygotowywani. Zapewne każdy z nas zdawał sobie sprawę z tego, że egzaminy nauczycielskie nie zawsze były przeprowadzane we właściwy sposób, ale przecież nic nie jest doskonałe…
Abhi zakończyła swoje przemówienie zwracając się do siedzącego na wyeksponowanym miejscu Prasianta z pytaniem o to, czy ma coś do dodania. Na co Prasiant Iyengar z – właściwą członkom swojej Rodziny – szczerością i bezpretensjonalnością odparł:
– Jak zapewne wszyscy wiecie – ja zawsze mam coś do powiedzenia.
Zebrał tym samym aplauz. Ten i jego następne wystąpienia złożyły się w wielowątkowy obraz metody Iyengara przedstawionej w pewnej specjalnej optyce. Z perspektywy czasu i kolejnych zdarzeń – jestem przekonana, że wybór tejże nastąpił nie bez powodu.