Powracam z tematem praktyki zorientowanej na potrzeby kobiecego ciała, a właściwie konfliktu poznawczego jakiego doświadczamy, kiedy próbujemy pogodzić ją z naszymi wzorcami kulturowymi dotyczącymi kobiecej cielesności. Zarysowałam już ten temat w dwóch wpisach dotyczących ciąży. Myślę jednak, że skala tego zjawiska jest się wielokrotnie większa gdy rozpatrujemy kwestię „powrotu do formy” po ciąży.
Pisałam, że nie rozumiemy zmian i nie doszacowujemy obciążeń, jakim podlega ciało kobiety w ciąży. Z drugiej zaś strony postrzegamy je przez pryzmat wyglądu i jego strony wizualnej. Ciąża oczywiście na walory estetyczne ciała kobiety wpływa ujemnie. Podporządkowujemy więc wszelkie dostępne narzędzia do realizacji własnego celu niwelowania tego efektu. Chociaż w pierwotnym założeniu narzędzia te miały czemu innemu służyć. Oczywiście mówię tu o praktyce jogi.
Podobnie jest w wypadku postrzegania kobiet po urodzeniu dziecka. Ciąża się zakończyła, dziecko jest już poza organizmem kobiety – nie ma zatem przeszkód, aby zacząć prace nad przywróceniem ciału atrakcyjności sprzed ciąży. I osoby wiedzione tym przekonaniem przystępują do prac nad redukcją tkanki tłuszczowej, wzmacnianiem brzucha, wysmuklaniem nóg. Korzystają często w tym celu z praktyki asan. Nic bardziej błędnego. Dlaczego – ponieważ istotą praktyki po rozwiązaniu jest właśnie Vairagya.
Ten jogiczny termin oznacza powstrzymanie się, powściągnięcie i obok Abhyasy (zdyscyplinowania) uważany jest za jeden z filarów praktyki jogi w ogóle (zgodnie z przekazem Patańdżalego). Tutaj owo powstrzymanie się od wyżej wymienionych działań oraz innych wynika z poszanowania procesu, w jakim znajduje się ciało kobiety oraz z uwzględnienia drugiej składowej tegoż – nowo narodzonego dziecka.
W kulturach tradycyjnych kobietę z noworodkiem otaczała wspierająca społeczność złożona głównie z kobiet. Współcześnie mówi się z kolei o dodatkowym – czwartym – trymestrze ciąży, który obejmuje pierwsze trzy miesiące po porodzie, kiedy dziecko jest właściwie „nieodkładalne” i wymaga najwięcej opieki. I ten trymestr ciąży przebiega w czymś w rodzaju „społecznej macicy”, w której mieści się diada – matka i dziecko. Owo łono składa się właśnie z członków rodziny/ społeczności, którzy zajmują się zaspokajaniem potrzeb matki, aby ona mogła spokojnie zaspokajać potrzeby swojego noworodka oraz wracać do siebie po rozwiązaniu.
Widzicie zatem, że czas ten jest zdecydowanie dłuższy niż okres połogu (pierwsze 6 tygodni od porodu) bo trwa 3 miesiące. Idea, która stoi za takim układem – siecią społecznego wsparcia – przyświeca również zaleceniom do praktyki po porodzie. Tak jak „społeczna macica” stwarza środowisko, w którym matka może się regenerować po ciąży i wydaniu dziecka na świat oraz uczyć się opieki nad nim – tak praktyka w tym czasie ma również dostarczać wsparcia w tym – wciąż obciążającym ciało kobiety – okresie. I właśnie dlatego jej istotą jest rezygnacja z pewnych akcji, pozycji czy ustawień ciała względem siły grawitacji. Nie dlatego, ze ciało po porodzie nie jest władne tych rzeczy wykonać tylko, dlatego, że nie ma dobrego powodu, żeby to robiło. Pozostawienie matki w jej roli i relacji z oseskiem jest stworzeniem właściwej przestrzeni do powrotu do sprawności bez drenowania wątłych już i tak zasobów.
Jakie są zatem zalecenia. Przede wszystkim korzystamy z pionizacji tułowia i naturalnego działania siły grawitacji. Mięśnie dna miednicy mobilizują się w tym ustawieniu naturalnie a jeszcze nadwątlone powłoki brzuszne i niefunkcjonujący m prosty powoli wlącza się do działania. A co najważniejsze organy wewnętrzne znajdują się w optymalnym położeniu w jamie brzusznej. Żeby ich nie przemieszczać na przednią jej ścianę nie pochylamy się w asanach. Przednia ścian jamy brzusznej jest po ciąży naciągnięta i niestabilna. Resztę pracy z właściwym napinaniem mięśni dna miednicy wykonujemy w trakcie pranayamy, czyli ćwiczeń oddechowych. Gwarantuje nam to, właściwy tzn nie nadmiarowy stopień w jakim napinamy te mięśnie. Przy nadmiernym napięciu można doprowadzić do innej dysfunkcji – chronicznego napięcia tego obszaru.
W miarę jak karmione piersią dziecko rośnie zwiększa się jego masa, maleje zapas tkanki tłuszczowej w ciele matki. Noszenie takiego progresywnego ciężarka dodatkowo stymuluje mięśnie do aktywności i je wzmacnia. Im dalej od porodu tym ciężarek większy ale też ciało kobiety w tym czasie pionizowane z mniejszym obciążeniem zdążyło się wzmocnić.
Uwzględniając ten cały proces oraz koszty energetyczne związane z produkcją pokarmu dodajemy stopniowo kolejne ruchy i ustawienia ciała względem działania grawitacji. Mają one jednak za każdym razem konkretny cel, wnoszą coś do procesu wzmacniania a z drugiej strony nie zabierają energii. Bilans zysków i wydatków musi być dodatni a strategia rozszerzania sekwencji jest bardzo mocno przemyślana. Przez wąską bramkę dostają się tylko te asany, które wspierają i wzmacniają najmniejszym możliwym kosztem.
Ta ewolucja trwa przynajmniej tak długo jak sama ciąża. Powrót do praktyki takiej jak przed ciążą musi trwać, a jeśli po drodze pojawiają się dodatkowe przeszkody (kolki, ząbkowanie, częste wybudzenia) i wpływa to na przerwy w praktyce – wszystko trwa dłużej. Nie ma tu mowy o drodze na skróty i brzuszkach robionych chyłkiem w trzecim miesiącu po porodzie.
Jeśli naszym punktem wyjścia do myślenia o powrocie do praktyki po ciąży jest wymóg odzyskania atrakcyjności fizycznej to ta droga jest niczym innym jak praktyką wyrzeczenia – Vayragyi.