W poprzednim poście pochylałam się nad naszymi nawykowymi reakcjami i tym, jak można je zauważyć lub też nauczyć się obserwować i dostrzegać – praktykując pod okiem nauczyciela. Rezerwuar podręcznych sposobów odnoszenia się do rzeczywistości w pewnym uproszczeniu nazwałam umysłem. W tym wpisie natomiast chciałam się posunąć o krok dalej i przyjrzeć się temu co decyduje za nas/ w nas jakich wyborów dokonujemy. Nazwałam tę sferę „ego”.
Bardzo długo termin ten wywoływał we mnie protest. Czułam, że jest on takim niewiele wyjaśniającym pojęciem, za którym kryje wszystko czego nie chcemy w sobie oglądać a na co można zrzucić winę za wszelkie niepożądane w danej chwili zachowania, uczucia, poglądy. W owych czasach próbując ustalić znaczenie tego słowa natrafiałam na konteksty, których wspólnym mianownikiem było negatywne odniesienie do owego „ego”. Czy to możliwe, że jest coś w nas co generuje tylko negatywne zachowania, uczucia, poglądy? Na dodatek wyglądało na to, że to coś odpowiada za wszystkie niepożądane zachowania, uczucia, poglądy. I to coś szczególnie często manifestuje się w kontakcie z autorytetem, jakim jest nauczyciel (jogi) czy mistrz (duchowy).
Przyjrzyjmy się przykładowej sytuacji, w której u ucznia dochodzi do głosu jego „ego”. Posłużę się tu bardzo starą anegdotą o Gurujim, która jest w gruncie rzeczy zabawna i w celu rozśmieszenia była opowiadana przez mojego nauczyciela. Rzecz dzieje się w RIMYI na sali do praktyki w trakcie klasy uczonej przez BKSa. Oczywiście praktyka dotyczy Trikonasany – Guruji dostrzega, że uczennica wykonuje ją na niewłaściwą stronę. Przerywa ciąg instrukcji – podchodzi i zirytowanym głosem mówi:
– Robisz Trikonasanę na złą stronę!
– Tak jest Guruji – robię to na złą stronę.
– Nie dyskutuj ze mną – odpowiada mocno już zirytowany Mistrz.
Jak widać sama odpowiedź choć była przyznaniem się do błędu była potraktowana jako niepotrzebne – wynikające z ego – naganne zachowanie. Z Mistrzem się nie dyskutuje, nie zajmuje się swojego stanowiska w sprawie, o której mówi. Mistrz, czy nauczyciel stoi dużo wyżej niż my. A nasze próby wchodzenia w dialog są przejawem braku podporządkowania. Właśnie – podporządkowanie, które inaczej jest określane jako oddanie nauczycielowi wydaje się tu być kluczowe dla zrozumienia czym jest termin „ego”, z którym stykałam się w przeszłości.
Jest to zdecydowanie zbyt obszerne i jednostronne rozumienie powyższej sytuacji, które może doprowadzić do wielu nadużyć. A posługiwanie się w taki oto sposób terminem „ego” – jak już wspomniałam – niczego nie naświetla, może stanowić niebezpieczną przykrywkę dla nieczystych intencji strony dominującej.
Wróćmy do miejsca, gdzie zakończyliśmy rozważania o umyśle. Udało nam się z pomocą nauczyciela dostrzec pewien nawyk. Spostrzeżenie to wymagało od nas uznania, że nie mamy do końca kontroli nad tym, co robimy ale również uznania, że jest ktoś, kto widzi coś czego my nie widzimy. Te wszystkie obserwacje nie są łatwe. Wychodzimy ze strefy komfortu.
Jak wiemy jednak próby zmiany nawykowych reakcji rzadko od razu przynoszą efekty. Czasem długo nie przynoszą żadnych efektów. Wtedy trzeba przyjrzeć się co stoi za oporem przed daną zmianą. Trzeba zidentyfikować przeszkodę na drodze do transformacji – jak to określa Patańjali. Czasem wystarczy autorefleksja – taka wewnętrzna analiza swoich myśli, odczuć, emocji towarzyszących zmianie. Pomocne jest tu czucie i obserwowanie ciała. Czasem jednak potrzeba spojrzenia okiem osoby z zewnątrz, właśnie tej która wyprowadziła nas ze strefy komfortu. I często właśnie na nią kierowane są nasze różne przekonania. To na niej koncentrują się nasze emocje. Bardzo różne. One mogą stać się tropem, który doprowadzi nas do motywów blokujących zmianę.