Jeśli nauczyciel chce się podjąć pracy na tym poziomie musi mieć jasność co do tego, co sam czuje i jakie są jego intencje. To on jest na pozycji dominującej i to na nim spoczywa większa odpowiedzialność za relację z uczniem. Jak pisałam wyżej – jeśli intencje są nieczyste – może dojść do nadużyć. Z własnego doświadczenia wiem jak trudne jest wejście na ten poziom i mierzenie się z wszystkimi generującymi opór przekonaniami i mechanizmami obronnymi. Trudne jest przede wszystkim znalezienie granicy między tym, co w tym oporze przed podporządkowaniem się jakiejś zmianie jest zdrowe, czyli chroniące ucznia (na wielu płaszczyznach) a tym, co można przekroczyć, zmienić przetransformować pod warunkiem, że znajdzie się w obszarze refleksji.
Wyznaczenie tej granicy na poziomie fizycznym jest najprostsze. Wystarczy umiejętnie obserwować ciało ucznia, jego reakcje na pewne ruchy, rozmawiać o doznaniach płynących z trudnych miejsc. Czasem okazanie takiego akceptującego zainteresowania doprowadza do usunięcia blokady w ciele, bo okazuje się ona być blokadą wynikająca z lęku, braku zaufania do nauczyciela i proponowanej przez niego pracy.
Wyznaczenie tej granicy na poziomie działania, nawyku, skryptu czy nawet przekonania też nie stanowi większego problemu. Pomaga tu obserwacja zachowań ucznia, jego reakcji, komentarzy w różnych sytuacjach, jakie zdarzają się na zajęciach. Stosunkowo łatwo daje nam to obraz tego na ile uczeń jest skupiony, czy pojawia się w nim gotowość do przyjęcia nowej wiadomości o jego skłonnościach. Jak widać tu znowu potrzebny jest czas i nastawienie na słuchanie i obserwowanie drugiej strony.
Najtrudniej jest z granicą, za którą wkraczamy w sferę głównie emocji, które legły u podstaw konstrukcji naszej osobowości. Jak wiemy nasza osobowość kształtuje się w czasie, uczymy się postrzegać siebie jako integralną i wartościową istotę – indywiduum. Na straży tego tworu – identyfikacji ‘ja” – stoją emocje. Reagujemy obronnie kiedy ktoś narusza nasze granice, kiedy czujemy, że nasza wewnętrzna integralność jest zagrożona. Nawet jeśli to przekonanie o zagrożeniu jest nadmiarowe – mamy prawo do takiej reakcji obronnej. Nawet jeśli lepiej byłoby dla naszego rozwoju osobistego przekroczyć to przekonacie, zweryfikować je – mamy prawo do reakcji obronnej. Nie da się tej reakcji zbyć stwierdzeniem – „masz duże ego”. Nauczyciel powinien podchodzić z szacunkiem do tego typu reakcji – a nade wszystko – jeśli chce wkraczać w tę sferę pracy – musi mieć kompetencje do rozpoznawania, które reakcje są konstruktywne a które nie. Musi widzieć, kiedy reakcja jest manifestacją jakiegoś niepotrzebnego już wzorca hamującego zmianę – wychodzenie ze starego skryptu. A kiedy wskazuje na zbyt duży poziom lęku i zagrożenia, który będzie wszelką zmianę bojkotował.
Tylko co z rozwojem? Mamy z niego rezygnować, aby nie narażać uczniów na nieprzyjemności konfrontacji z własnymi mechanizmami obronnymi? Dobre pytanie, na które sama szukam odpowiedzi.
Kiedy myślę sobie o tych wszystkich sytuacjach z zajęć jogi w RIMYI w Punie, w których sam Guruji lub Gitaji w gwałtowny sposób reagowali na błędy uczniów – te najprostsze – dotyczące ułożenia ciała, to myślę, że było to działanie wymierzone właśnie w pracę na tych dwóch wyższych stopniach. Być może nawet mniej konstruktywne na poziomie korekty ciała, a bardziej w konfrontacji z umysłem i ego ucznia. Dawali jasno i dobitnie do zrozumienia, że widzą w kimś zadufanie, albo pozory zaangażowania, albo brak koncentracji i zaangażowania, albo przywiązanie do własnych koncepcji i zamknięcie na nowe. Nawet proste „open your eyes!” rzucone tonem nieznoszącym sprzeciwu do osoby, obok której Gita akurat przechodziła miało niezwykłą moc. Bo kiedy spojrzałam na postawę ciała tej pani i jej na wpół przymknięte powieki dotarło do mnie, że całe jej ciało manifestuje poczucie „bycia ponad to, co się tu dzieje”. To nie było nic wyrachowanego, chwilowa utrata kontroli – chwila zamyślenia, takiej małej mentalnej drzemki – stworzyła szparę, przez którą – wymsknęła się postawa wyższościowa, gdzieś pewnie znajdująca się poza zasięgiem refleksji. Jak się miało trochę mniej szczęścia – Gita potrafiła chwilę wałkować taką osobę.
Nie chcę wartościować takiego postępowania wobec uczniów odwołując się do pozycji tych dwojga wybitnych i doświadczonych nauczycieli, czy też kontekstu kulturowego. Przytaczam te sytuacje, żeby pokazać, że praca z umysłem i ego ucznia może odbywać się bez opuszczania domeny praktyki asan. I z tego właśnie powodu Iyengarowie czasem „poświęcali” efektywność nauczania asan na rzecz bezpośredniej i natychmiastowej reakcji na to, co dzieje się w umyśle ucznia. Jakie mieli intencje i czy byli ich świadomi? Też nie mnie oceniać, choć wydaje mi się, że nie zawsze były one dla nich samych transparentne. Choć zakładam, że w większości wypadków podyktowane misją szerzenia jogi.
Sensownym wydaje się natomiast zapytać – czy zwyczajni nauczyciele jogi na Zachodzie mogą poszukiwać innych sposobów pracy z umysłem i ego ucznia? Takich, które pozwalają na bezpieczne „wyprowadzanie uczniów ze strefy komfortu”? Czy też skazani jesteśmy na poprawianie ustawienia ciała?
Jeśli mam tu cokolwiek mądrego napisać w odpowiedzi to to, że jest to kwestia bardzo indywidualna i wymagająca dialogu oraz negocjacji z samym zainteresowanym. Wkraczamy bowiem w bardzo intymny obszar. Ale – powrócę do wstępu – nauczyciel sam powinien mieć pełną świadomość tego z jakiej intencji wychodzi inicjatywa opuszczania pierwszego rewiru.