Moja opowieść z poprzedniego odcinka urwała się po szczęśliwym przybiciu do portu „właściwy nauczyciel jogi”. Znalazłam się pod skrzydłami Konrada i – jak się później okazało – czujnym okiem Romka Grzeszykowskiego, który wtedy asystował Konradowi. To, że u Konrada w porównaniu z Beatą było znacznie mniej osób na zajęciach nie było przypadkowe. Wyznawał on bowiem staroindyjską (?) zasadę, zgodnie z którą to uczeń powinien znaleźć nauczyciela a nie odwrotnie i w związku z tym w ogóle nie reklamował swoich zajęć na Konfederackiej. Próba dotarcia do Konrada po nauki była trochę jak próba, której uczeń miał sprostać, aby udowodnić swoją gotowość do przyjmowania nauk. Podobnie rzecz się miała z jego przekonaniem dotyczącym przyszłych asystentów. Jako, że zostałam zauważona jako osoba robiąca szybkie postępy i bardzo zaangażowana – Romek – o czym dowiedziałam się później – miał sugerować Konradowi moją kandydaturę na asystenta. Konrad wcale się nie palił do tego aby oferować mi tę formę kształcenia. Oczekiwał jakiegoś specjalnego starania z mojej strony. W miarę jak wciągałam się w praktykę zaczęłam odczuwać coraz silniejsze „świerzbienie dydaktyczne” – tak to zjawisko wtedy określałam. Spontanicznie korygowałam sąsiadów z maty obok, podpowiadałam kiedy się pogubili w instrukcjach prowadzącego. Gdy stało się dla mnie jasne, że mogłabym być szkolona w kierunku prowadzenia zajęć – ochoczo się do tego zgłosiłam. Musiało to być gdzieś po wakacjach 1998 roku. Kilka miesięcy później Konrad zorganizował dla nas mikro-trening nauczycielski. Zostawaliśmy po zajęciach wieczornych na sali i w grupie ok 4-6 osób ćwiczyliśmy uczenie asan. To szkolenie w zamierzeniu miało nas przygotować do zbliżającego się egzaminu nauczycielskiego, który planowany był w kwietniu 1999 w Suchej Beskidzkiej.
W tamtych czasach egzaminy z polecenia Gurujiego w krajach Europy środkowo-wschodniej przeprowadzał jednoosobowo Faeq Biria. Jeden taki egzamin już miał miejsce w Polsce kilka lat wcześniej. Wiadomo było, że obecność Faeqa przyciągnie do Polski grupę Rosjan. Potem kiedy egzaminy z Faeqim w roli głównej odbywały się w Rosji – to my jeździliśmy za wschodnią granicę.
Tamten egzamin poprzedzony był kilkudniowym warsztatem. Faeq przeprowadził go z niezwykłą konsekwencją i systematycznością. Nagle elementy układanki, jaką była praktyka asan – do tej pory rozrzucone tu i ówdzie – znalazły właściwe sobie miejsce tworząc obraz większej całości. To doświadczenie było jak zapalenie światła w pomieszczeniu pogrążonym w mroku. Kształty i wzajemne relacje między przedmiotami w nim się znajdującymi, nagle stały się jasne i wyraźne. Dzięki niemu zostałam oddaną uczennicą Faeqa na kolejne 15 lat. Po warsztacie – chętnych do zdawania Introductory I poddano wstępnemu egzaminowi tylko z praktyki własnej. Część z naszej grupy treningowej odpadła. Przeszłam do części właściwej egzaminu razem z Romkiem. W charakterze asystentów oceniali nas Konrad i inni zaawansowani na tamte czasy nauczyciele z Polski i Rosji. Zdawał ze mną Robert Spica i kilka innych osób, które dziś są uznanymi postaciami w jodze iyengarowskiej w Polsce. Roman otrzymał wtedy od razu Intro II za wybitny poziom w praktyce.
Ja egzamin zdałam warunkowo. Brakowało mi liniowego ułożenia ciała, nad którym przyszło mi pracować jeszcze długo bo kolejny egzamin – Introductory II zdawałam dopiero w 2002 – tym razem w Rosji. Przewodniczącym komisji jak też głównym egzaminatorem był ponownie Faeq i to nie zmieniło się przez następne dwa stopnie nauczycielskie na mojej ścieżce rozwoju nauczycielskiego. Podążałam za nim wiernie głodna wszystkich informacji zwrotnych i nowej inspiracji do dalszej praktyki. Tym sposobem w 2003 przystąpiłam w Polsce do egzaminu Junior Intermediate I – zdając go ze swoją pierwszą nauczycielką Beatą Jamińską.
Już rok później – bo w 2004 zdawałam na poziom Junior Intermediate II – znowu w Rosji. Mój pociąg odjeżdżał z dworca w Warszawie dokładnie w przeddzień przystąpienia Polski do UE. Ten właśnie egzamin otworzył rozdział specjalnej kategorii, jakim były egzaminy zdawane indywidualnie. Na mój stopień miała zdawać ze mną jeszcze jedna osoba, jednak w dniu egzaminu wycofała się. Skoro już tam byłam – nie pozostało mi nic, jak podjąć to wyzwanie. Miałam pełne zaufanie do Faeqa i wiedziałam, że zaopiekuje się mną w tej dość stresującej sytuacji. O ile Intro II zdawałam po polsku – o tyle tu uczyłam po angielsku – w języku obcym nie tylko dla siebie ale i dla uczniów, którymi byli Rosjanie. Egzamin zdałam pomyślnie.
Kiedy wracałam do Polski na dworcu kolejowym kupiłam TIME, w którym Guruji został wymieniony wśród 100 najbardziej wpływowych postaci tamtego okresu w skali świata. Rzeczywistość społeczno-ekonomiczna ulegała intensywnym przemianom. W moim życiu również przyszedł czas na poważne zmiany. Jesienią odważyłam się otworzyć swoją własną szkołę. Romek uczynił to 2 lata wcześniej odchodząc ze szkoły Konrada. Teraz przyszła kolej na mnie. Do tego momentu egzaminy konsekwentnie zdawałam pod okiem Faeqa Birii traktując go jako swojego mentora na odległość. W tej materii miały jednak nastąpić pewne zmiany – o czym będzie w kolejnym wpisie.