O Gurujim – Reportaże z Indii – 2008

Tagi: , , ,

Guruji i Abhi
[…] Ale po kolei – zarejestrowałam się w Instytucie u Pandu – słynnego sekretarza i po raz kolejny skonstatowałam – jestem w domu. Guruji akurat wkrótce po moim przyjściu do Instytutu wyszedł z biblioteki – cały rozpromieniony widząc hall wypełniony swoimi uczniami. Wyglądał pięknie – ubrany na biało…

No właśnie – Guruji… Odnoszę wrażenie, że się ożywił, że przeczuwa nadchodzące wielkie święto – obchody swoich 90tych urodzin i to dodaje mu energii. Obserwowałam go na klasach medycznych w pierwszym tygodniu. Krążył po sali niespokojnie i wyłapywał wszystkie niedociągnięcia ze strony pacjentów. Dociskał, poprawiał, pohukiwał jak trzeba było. Biedni pacjenci krzywili się przy tym z bólu. W tych dniach Gita się tu nie pojawiła. Dwa lata wstecz oboje przychodzili na klasy medyczne. Zadziwiająca jest radość, z jaką Guruji niezmiennie czyni użytek ze swojej wiedzy – mając za sobą tyle dziesiątków lat nauczania. W jego oczach zapalają się iskry, gdy tylko może interweniować, pomóc, czy poprawić. Otoczony wianuszkiem asystentów i tych miejscowych – Hindusów – i tych przyjezdnych – uczniów z Zachodu – nie można tego nazwać inaczej – rozkwita. Wyjątkowo dużo swojej energii poświęcił pewnemu pacjentowi cierpiącemu na zwyrodnienia w kręgosłupie szyjnym. W swoim programie miał ów Sikh między innymi Gomukhasanę. Iyengar zaczął go korygować, wykręcać ramię dolnej ręki, podawać instrukcje. Zdążyła się zebrać już wokół niego spora grupka gapiów, kiedy ten się odwrócił i już jakby miał zamiar odejść. Widząc zainteresowanie zebranych wokół asystentów tylko łypnął na nas okiem, położył ręce na biodrach i zainspirowany tą sytuacją powrócił do pacjenta pokazując kolejny sposób na ulepszenie pozycji. Tych sposobów Iyengar zna wiele, ale też jest w stanie je na miejscu wynajdywać. W czasie mojej poprzedniej wizyty byłam świadkiem takiego procesu twórczego – poszukiwania nowego użycia dużego stołka, który odwrócony do góry nogami tworzy rodzaj barierki zabezpieczającej przez upadkiem w Sirshasanie – a dla pacjentów spastycznych ma to duże znaczenie.

Drugą okazją do zaobserwowania werwy Gurujiego pojawiającej się, gdy tylko uwaga uczniów skupia się na nim jest czas na praktykę własną. Szczęśliwie Abbie cały czas jest w Instytucie i pokornie poddaje się lekcjom swojego dziadka. Niestety już nie tak regularnie jak dwa lata temu. Pewnego dnia – i było to zapewne w drugim tygodniu, kiedy przedmiotem klas są skłony – Guruji wziął na warsztat Paścimottanasanę. Pokazał na Abbie 8 wariantów tej pozycji wziąwszy pod uwagę możliwe wykorzystanie sprzętu – nie wliczam w to kombinacji użycia różnych przyrządów na raz. Przydatne w wyjaśnianiu pracy w tej asanie okazały się: paski plus metalowa kratka w oknie, do której te paski można przytroczyć, metalowe drążki, drewniane deseczki oraz krótkie kijki-rozpórki, kostki i kawałki poczciwej maty. Abbie wykonywała Paścimottanasanę pod okiem Iyengara chyba z kwadrans – a tego wymagającego nauczyciela nie łatwo zadowolić. No może ze dwa razy mruknął pod nosem aprobująco „yes” widząc wyraźne poruszenie w wybranym miejscu ciała swojej uczennicy. I tym razem oberwało się nam – uczniom z Zachodu. Iyengar powiedział: „W zachodnim myśleniu widzicie jak zastosowanie asany przynosi efekt i myślicie, ze jest to efekt u tej konkretnej osoby. Podczas gdy zgodnie z wschodnim sposobem myślenia – chociaż indywidualnie stosujemy asany – efekt jest zawsze ponadjednostkowy. Efekty asany są zawsze uniwersalne”. No wiec jak tylko tłum gapiów rozszedł się i zrobiło się wolne miejsce przy kratce w oknie, do której można było przytroczyć się paskiem – co poniektórzy pilni studenci zabrali się do sprawdzania tezy Mistrza, czy aby na pewno ten efekt, który wszyscy widzieli u Abbie da się odtworzyć i na nich. Ostatni wypróbowywali efekty indyjscy asystenci Iyengara – po tym jak Guruji opuścił już salę. Zwolnieni z obowiązku bycia na każde jego zawołanie.

Gwałtowność Mistrza

A tymczasem stan mojej szyi się pogorszył i w poniedziałek w ogóle nie stawiłam się na klasach terapeutycznych – zamiast tego zażyłam środki przeciwzapalne. Klasę Gity mogłam jedynie obserwować – zazdroszcząc wszystkim, którym dane było przejść przez tę misternie utkaną konstrukcję skłonów i pozycji balansowych, gdzie zmiana pozycji poprzedzała zmianę strony. We wtorek przyszła kolej na debiut w roli pacjenta. Laurel zaczęła „rozbierać moją skoliozę na części składowe”. Stephany doglądała całego procesu. Każdy pacjent na klasie medycznej jest trochę okazem – podchodzą do niego inni asystenci zaciekawieni tym, dlaczego stosuje się tu takie a nie inne rozwiązanie czy wariant pozycji. Laurel jest niezwykle otwarta i za każdym razem udziela wyczerpującej odpowiedzi, która momentami przeradza się w mały wykład. Wydaje się jednak, że zarówno Laurel jak i Stephany polubiły pracę ze mną. Następnego dnia rano przyszłam na klasę kobiecą. Zajęłam miejsce w ostatnim rzędzie na linii wzroku Gity. Stephany znowu wzięła mnie pod swoją opiekę, co jakiś czas dając mi wskazówki dotyczące pracy, którą powinnam wykonywać. Wszystko to Gita musiała widzieć. Co więcej – jak się boleśnie przekonałam o tym później – widział to również Guruji. Guruji bowiem jest obecny na klasach kobiecych (bo wypadają one w godzinach jego praktyki własnej) i ćwiczy sobie przy przejściu do kantorka ze sprzętem. Teoretycznie wiec widzi każdą wchodzącą na zajęcia osobę, bo też każdy musi przejść do kantorka przynajmniej po matę. Ale z drugiej strony on najczęściej jest odwrócony do góry nogami, zwisa z tresera albo liny a w najlepszym przypadku leży na ławeczce do Viparita Danadasany. Tych przechodzących przed jego nosem osób jest z 80 jak nie ze 100. No tak, ale Guruji ma naprawdę niebywale wyostrzoną uwagę i doskonałą pamięć. Mam wrażenie, ze nic z niej nie kasuje. Te jego zdolności pozwalają mu na pełną kontrolę sytuacji w Instytucie.

Po południu tego samego dnia zostałam po praktyce własnej na klasie medycznej w charakterze obserwatora. Pacjenci powoli schodzili się, nie było jeszcze ani Gity ani Guruji. Ucięłam, więc sobie pogawędkę z Laurel o moim problemie. Nie podjęłyśmy jednak tematu pracy ze mną na tych zajęciach. Laurel znikła, ja zająłem się rozmową z kim innym, wyjęłam swój notatnik. A tu nagle zjawia się Laurel i mówi: „Wiem co zrobimy – Cross Bolsters”. Oniemiałam – nie powinnam tu pracować z nią, bo byłam rano na klasie kobiecej, ale skoro tak, to chętnie skorzystam… Cross Bolsters były pomysłem Stephany. Laurel walczyła z tematem jakiś czas – układała mnie w pozycji, już prawie jej się udało, czyli zaczęłam się przyjemnie odprężać, aż tu nagle usłyszałam nad sobą gniewny głos Gurujiego. Przeszło mi przez myśl, że to z powodu mojej obecności na tych zajęciach, ale szybko to wyparłam. Mówił to do Gity w Marati. Gita podeszła do nas i zaczęła instruować Laurel, jak powinna mnie poprawić, żeby osiągnąć pożądany efekt. Iyengar w tym czasie czynił reprymendę Pandu, którego zdążono sprowadzić na salę. Ogólnie miałam wrażenie, że toczy się nade mną jakaś batalia, której być może jestem przedmiotem, ale nic z tego nie rozumiem. W momencie, w którym Laurel ułożyła moje ciało w odpowiedniej pozycji – zgodnie z instrukcjami Gity – a mój umysł zaczął odpływać dotarło do mnie, że natychmiast powinnam z niej wyjść. Kiedy już stanęłam na nogi i spojrzałam w oczy Guruji, okazało się, że nie powinnam była zostawać na klasie jako pacjent skoro byłam już tego dania na klasie kobiecej. Ze słów Guruji o mnie skierowanych do Stephany zrozumiałam, że jestem przypadkiem medycznym i nie powinnam chodzić na normalne klasy – w zamian zaś zostać tylko na klasach medycznych. Spotkał mnie, zatem w pełnym zakresie awans do roli pacjenta. Pocieszam się tylko myślą, że mogę obserwować i zapisywać klasy Gity oraz poznać klasę medyczną od drugiej strony…

Urodzinowy przekaz Gurujiego

Ostatnią osobą, która zaszczyciła nas swoją mową [w ramach obchodów 90 urodzin BKS Iyengara] był sam dostojny Jubilat. Guruji w asyście Abbie podszedł do mównicy i głosem dźwięcznym, zdradzającym wciąż potężne płuca – przemówił do nas. Mówił wyjątkowo zwięźle, logicznie i pięknie. Zwrócił się do nas: Moje dzieci. Nie mogło tu paść nic bardziej adekwatnego. Po tym prawie tygodniu uczestniczenia w przygotowaniach a następnie obchodach urodzin Gurujiego poczułam, że jego dostępność oraz spontaniczne reakcje sprawiają, że wieź miedzy nim a nami się zacieśnia do stopnia relacji rodzic-dziecko. Guruji dał wyraz swojemu oddaniu nam – swoim uczniom. Zacytowawszy Jogasutry powiedział, że w swoim życiu został obdarzony podwójnie – wbrew temu, co pisze Patanjali – jako yogi czyniąc powinności sadhaki oraz jako bhogi będąc szczęśliwym człowiekiem spełnionym życiowo. Poprosił nas na koniec, byśmy dbali o wewnętrzną pewność przekazu, który niechybnie pozostawi już wkrótce nam do niesienia dalej. Przekaz ten jest kompatybilny z tym, co usłyszeliśmy w wykładzie o klasycznym tańcu indyjskim – umysł, ciało i świadomość są jednym i kluczem do tego, aby tę jedność urzeczywistnić jest właśnie ciało i praktyka jogi, w sposób, którego nas nauczał przez ostatnie 70 lat swojego życia. Swoją przemowę zakończył błogosławieństwem. Rozległy się brawa a ja już zaczęłam tęsknić za jego głębokim i dźwięcznym głosem, który przez ten krótki czas wprawiał w harmonijną wibrację przestrzeń wokół nas.

Puna, grudzień 2008

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *