Powracam do tematu odejścia BKS Iyengara – mojego Mistrza i jednocześnie Nauczyciela wielu. O tym jak wielu osobom jest on niezwykle bliski mogłam się przekonać celebrując Jego odejście.
Było to dokładnie rok temu. Uczestniczyłam akurat w intensywnym warsztacie jogi Faeqa Birii w Blacons. Był to czwarty dzień piątego turnusu – tego dla najbardziej zaawansowanych i wytrwałych studentów Faeqa. Jeszcze zanim tam trafiłam – przed wyjazdem z Polski dotarła do mnie wieść o tym, że Guruji znalazł się w szpitalu i jego stan się pogorszył. Pomyślałam wtedy, że być może jadę na darmo do Blacons bo jeśli On odejdzie to Faeq rzuci wszystko i pojedzie do Puny. Jak bardzo się myliłam…
Owszem – On odszedł w trakcie, niemniej przy tej okazji było mi dane odebrać jedną z ważniejszych lekcji od mojego nauczyciela. Już w środę wieczorem krążyły po Internecie wieści o pogorszeniu się stanu Iyengara. Rano nie sprawdziłam wiadomości – jak zwykle – skoro świt pojawiłam się na sali do jogi. Wystarczyło, że przekroczyłam jej próg by wyczytać z panującej tam atmosfery co zaszło. Obecni tam snuli się w milczeniu jak cienie. Panowała niezwykła cisza. Ktoś z bliższych znajomych mnie przytulił.
Usiedliśmy w oczekiwaniu na przybycie Faeqa. Atmosfera w powietrzu gęstniała. Na salę wkroczył Faeq krokiem, w którym wyczułam kruchość jego spokoju. Jakby miał zaraz rozpaść się na kawałki… Kto zna Faeqa i Jego niezłomną energię wie, że to stan mu zupełnie obcy. Matowym głosem poprowadził dla nas medytację. Odśpiewaliśmy hymny – co razem tworzy codzienną praktykę otwierającą sesję poranną. Następnie kazał nam się zbliżyć. Kiedy uformowaliśmy krąg wokół niego – wydusił z siebie tę najważniejszą i najsmutniejszą dla nas informację a słowa ugrzęzły mu w gardle. Gwałtownym ruchem odwrócił się od nas i usłyszeliśmy tylko jak łkanie wstrząsnęło jego silnym ciałem. Trwało to może sekundę. Odwrócił się z powrotem równie gwałtownie i otarłszy oczy przeprosił… To niezwykłe, że ten oddany całym sobą uczeń Iyengara przeprasza nas – swoich równie oddanych jemu co on Gurujiemu – w równej z nim zażyłości, że w tak szczególnym momencie ogarniają go emocje. Wytłumaczył swoją emocjonalną reakcję brakiem praktyki, bo informacja o śmierci Gurujiego dotarła do tej części świata jeszcze w nocy i zabrała mu cały czas na sen i poranną praktykę. Przekazał nam okoliczności śmierci Mistrza po czym odprawił dla nas specjalną Pudżę. Po niej, każdy z nas mógł się pokłonić przed podobizną BKSa i dotknąć jego sandałów. Ten piękny rytuał sprawił, że moment pożegnania z Mistrzem stał się bardzo osobisty. Zupełnie jakbym naprawdę w tym momencie mówiła mu „Żegnaj Mistrzu, dziękuję za wszystko”.
Po tym długim wstępie Faeq rozpoczął zajęcia. Sposób, w jaki je zaczął prowadzić był jak marsz konduktu pogrzebowego. Włączał timer, podawał nazwę asany i realizował najbardziej schematyczną z możliwych sekwencję. Był z nami na sali, praktykował nawet z nami, ale jakby go z nami nie było. Ogarnęło mnie totalne zwątpienie. Poczułam się opuszczona, pogubiona, osamotniona, zdezorientowana. W ciągu tych 40, może 60 min doświadczyłam intensywnej żałoby. Obejrzałam sobie dokładnie wszystkie te uczucia, które jej towarzyszą. I kiedy wydawało się, że gorzej być już nie może Faeq powrócił do nas. Nagle zajęcia nabrały tempa, a prowadzenie wigoru. Świat i praktyka odzyskały blask. W głowie zaświtała nadzieja. Wszystko stało się jasne, zaczęło dokądś prowadzić.
Ta gwałtowna transformacja pokazała moc praktyki. Faeq dał nam tym samym niezwykle ważną lekcję. Jak praktyka może dać nam sposobność do skanalizowania emocji. Jak dzięki niej możemy te emocje obejrzeć i pozwolić im się przekształcić. Jak dzięki niej można w niezwykle konstruktywny sposób przeżyć odejście najważniejszej osoby – Jej Twórcy.
Niech odpoczywa w spokoju. Dziś pierwsza rocznica jego śmierci…
Kraków, 20 sierpnia 2015