W poprzednim odcinku przyznałam się do tego, jak dałam się porwać nauczaniu Faeqa – mojego pierwszego poważnego nauczyciela. Jak każdy – na początku drogi potrzebowałam jednoznacznych wskazówek i kategorycznych rad ponieważ tylko taki przekaz mógł podtrzymać mnie w tapasie – żarliwej praktyce niezbędnej na początku drogi, kiedy trzeba przepalić ciało i umysł.
Jednak w pewnym momencie po wykonaniu tego zadania przychodzi czas na kolejny krok w stronę większej samodzielności. Etap, na którym przestajemy polegać na energii nauczyciela. W skali mikro widać ten proces na zajęciach – przez pewien czas uczniowie praktykują tylko i wyłącznie pod okiem nauczyciela z grupą. Jest dla nich czymś zgoła niewyobrażalnym poddawać się na własne życzenie tym wszystkim torturom, które w żargonie jogicznym nazywa się asanami. Jednak z czasem, kiedy przestajemy cierpieć w Trikonasanie i przez stopniowo porządkujący się umysł przebija się do naszej świadomości własne i od nikogo nie zapożyczone odczucie, że pozycje odwrócone odnawiają nasze zasoby energetyczne – zaczynamy z własnej inicjatywy sięgać po matę. I jak mówi Faeq – kiedy uda nam się ją rozłożyć – połowa sukcesu za nami. (Z moich obserwacji wynika, że trzymanie jej otwartej nie ułatwia podjęcia decyzji o wejściu na nią i rozpoczęciu praktyki.) Więc ten moment, w którym decydujemy się na praktykę własną definiuje kolejny etap naszego rozwoju na ścieżce jogi. I jest to prawdziwy krok milowy. Sami zaczynamy decydować jakie asany i w jakiej kolejności praktykujemy. To wymaga już pewnej wrażliwości na potrzeby własnego ciała oraz zmysłu samoobserwacji. Nie oznacza to, że możemy zostać sami dla siebie mistrzem. Oznacza to tyle, że budzi się w nas inteligencja.
Kto więc może prowadzić dalej takiego młodego adepta z rozbudzoną inteligencją i wiążącym się z tym faktem zagrożeniem gwałtownego wzrostu ego? Jeśli nasz nauczyciel skupi się na zagrożeniu i powróci do dyrektywnego traktowania tegoż młodego ucznia – zawróci go niejako na ścieżce rozwoju. Musi to być wiec ktoś, kto w umiejętny sposób podtrzyma rozbudzenie samoobserwacji, bo ta zdolność wiąże nasz umysł silnie z rzeczywistością wewnętrzną. Taki nauczyciel zamiast jednoznacznie formułowanych recept daje tezy w formie warunkowej: „jeśli widzisz, że kolano skręca się zbyt mocno do wewnątrz zatrzymaj ruch rotacji uda do środka”. To naprawdę trudna sztuka – uczyć w ten sposób praktyki asan klarownie – bez utraty pewnej systemowości, budować obraz wielowymiarowy, gdzie każdy z wymiarów definiowany jest przez inny warunek, bez popadania w ogólniki. Jak nie wytworzyć w umyśle ucznia wrażenia amorfizmu, gdzie wszystko wydaje się pozbawione struktury i relatywne, a właściwie uzależnione od jego „widzimisię”. Nauczyciela, biegłego w tej sztuce – znajdującego się na drugiej skrajności naszej skali proponuję nazwać nauczycielem elastycznym – pokazującym jak praktykę należy dostosowywać do kontekstu. Taki nauczyciel trafia do umysłów kierujących się ciekawością – nieco dojrzalszych niż umysły początkujących. Mistrzem tego rodzaju nauczania jest w mojej opinii Gita Iyengar, o której wiele pisałam w moich relacjach z Indii.
Pisząc o procesie dorastania na ścieżce jogi i o tym jak zmieniać się wraz z tym rozwojem powinno podejście do ucznia – styl pracy, chciałam zwrócić uwagę na różnorodność podejść. Rzecz w tym, aby dostrzec wartość w każdym z nich ponieważ każde takie podejście doskonale trafia do uczniów znajdujących się na którymś z etapów swojego rozwoju w praktyce. I raczej nie wiązałabym tu uczniów z nauczycielami na zasadzie różnic lub podobieństw osobowościowych, to służy raczej do wygodnego usprawiedliwiania braku pokory w pierwszej fazie rozwoju – moim zdaniem niezbywalnej dla dalszych postępów. Ten sam nauczyciel może być charyzmatyczny dla jednych a elastyczny dla innych. Sam Faeq prowadzi niektórych ze swoich podopiecznych przez długie lata dostosowując swój styl pracy – rozkładając akcenty w różnych miejscach.
Spotykam się – również w wypowiedziach osób prowadzących blogi o pokrewnej tematyce – z opinią, że w jodze Iyengara dominuje pierwszy typ uczenia – charyzmatycznego z naciskiem na kategoryczność komend. Być może taki obraz wynika z faktu, że część prowadzących nie potrafi wyjść poza model nauczyciela początkujących, albo zwyczajnie nie ma do tego okazji, bo zbyt mało spośród ich wychowanków przechodzi na kolejne etapy rozwoju. Z pewnością – umiejętne wprowadzanie kontekstu do nauki prawidłowej praktyki asan wymaga głębokiego zrozumienia tematu. Zapewne nie wszyscy takim dysponują. Może faktycznie większość…
Kraków, 28 lutego 2012