Dwa kolejne wystąpienia Abhi miały formę prezentacji – podobnie jak wcześniejsze – wygłoszone drugiego dnia – dotyczące nowego systemu certyfikacyjnego. Oba jednak miały pewną cechę wspólną – oscylowały mianowicie wokół dychotomii. Pierwsze z nich zatytułowane było „Core of Iyengar Yoga” traktowało między innymi o formalnym vs nieformalnym sposobie kształcenia – poznawania. Drugie zaś odnosiło się do ważkiej kwestii treningów nauczycielskich – opierało się na podziale doświadczenia edukacyjnego na subiektywne i obiektywne. Spróbuję przybliżyć obie pary pojęć w kontekście wystąpień Abhi.
Sedno jogi Iyengara, czyli formalny vs nieformalny tryb kształcenia
Chociaż temat wystąpienia Abhi dotyczył metody jako całości – dla mnie największą wartość przedstawiała ta jego część, która dotyczyła dwóch sposobów kształcenia. Edukacja formalna opiera się na ustalonym zbiorze reguł sformułowanych explicite, jest więc powtarzalna i przewidywalna. Daje ona zatem pewność rezultatów. Ten sposób kształcenia Abhi nazwała linearnym, czyli takim który adepta przeprowadza przez kontrolowane sytuacje o wzrastającym poziomie trudności. Ten tryb kształcenia jest jednak odległy od naszego doświadczenia życiowego i naturalnego, nieprzewidywalnego środowiska, w którym zdobywamy wszystkie kompetencje życiowe – od tych najprostszych w dzieciństwie po wiek dojrzały i związane z nim wyzwania. Ścieżka naturalnego rozwoju przypomina splątaną nić wielokrotnie zmieniającą swój kierunek. W tym miejscu Abhi podkreśliła, że joga Iyengara ma tę właśnie cechę – pomaga nam wdrażać praktykę we wszystkie zawirowania życia codziennego. Sam BKS Iyengar był tego żywym dowodem będąc jednocześnie sadhaką ale też mężem i ojcem szóstki dzieci. A zatem ten drugi tryb edukacyjny – będący rewersem formalnego – zdaje się być bliższy naszemu potocznemu doświadczeniu i po iyengarowsku rozumianej praktyce jogi. Abhi nazwała tę metodę kształcenia – nieformalną. Odbywa się w zmieniającym się – nieprzewidywalnym kontekście, nie opiera się na żadnym zbiorze ustalonych reguł, nie da się jej powielić w tym samym kształcie. Pierwsza z tych cech jest tu kluczowa – ponieważ daje ona odpowiedź na moje pytanie kończące akapit poświęcony kontekstowości praktyki iyengarowskiej – jak nam ją przedstawił na początku obrad Prasiantji. Widać zatem, że owa nieformalna – jak najbardziej zanurzona w życiu a przynajmniej oddająca jego dynamikę – forma edukacji wydaje się najbardziej adekwatna dla kształcenia nauczycieli metody Iyengara.
Dedukcja vs indukcja poznawcza
Jak zatem rozumieć formalną vs nieformalną edukację w kontekście kształcenia nauczycieli jogi? Spontanicznie nasuwa się tu odniesienie do dwóch modeli edukacyjnych: treningów grupowych oraz indywidualnego mentoringu. Postaram się wyjaśnić to odniesienie – chociaż wydaje się ono intuicyjne – odwołując się do dwóch różniących się od siebie metod poznawczych: dedukcyjnej oraz indukcyjnej.
Dedukcja prowadzi nas od ogólnych reguł do szczegółowych przypadków. Jeśli potrafimy skategoryzować dany przypadek jako podpadający pod regułę – wiemy co robić. Reguły i związane z nimi zasady kategoryzacji są sformułowane explicite. Procedurę można powtarzać. Z kolei metoda indukcyjna wymaga działania w przeciwna stronę. Mozolnie poznajemy poszczególne przypadki i obserwując kontekst, w jakim występują a następnie sami tworzymy reguły, zgodnie z którymi będziemy postępować. Jednak te reguły nie są dla nas jasne, podobnie jak kategorie – nie potrafilibyśmy ich sformułować. Pozwalają nam jednak efektywnie działać – są zatem regułami implicite. Dopiero pewien namysł pozwala je wydobyć. Metoda indukcyjna zabiera więcej czasu – daje jednak reguły wrażliwe na kontekst. Ta ostatnia cecha oznacza, że kategoryzacja jest wielowymiarowa – szerzej omówię to na przykładzie. Metoda dedukcyjna jest rodzajem „drogi na skróty”, pozyskujemy umiejętności szybciej, ale reguły którymi się kierujemy są sztywniejsze.
Moja droga do dobrego sekwencjonowania
Doskonałym dla mnie przykładem powyższej dychotomii jest zagadnienie sekwencjonowania. Ono właśnie posłużyło Prasiantowi do zilustrowania kontekstowości metody swojego Ojca. Sama długo uczyłam się tej sztuki. Ponieważ podobnie jak sam Guruji – dość krótko terminowałam u swojego mentora i szybko przeszłam do prowadzenia zajęć – po pewnym czasie zauważyłam, że brakuje mi umiejętności budowania sekwencji, które będą zrównoważone. Dużo w tamtym okresie eksperymentowałam, czułam jednak, że efekty zajęć z eksperymentalną sekwencją znacząco odbiegają od tych, w których uczestniczyłam u doświadczonych nauczycieli. Postanowiłam wtedy nauczyć się sekwencjonowania na przykładach – czyli indukcyjnie.
Regularnie uczestniczyłam w intensivach Faeqa Birii od 2003 roku – spisywałam na miejscu każdą sekwencję – włącznie z datą – starając się też zapamiętać panujące ogólnie tam warunki. Dokładność sekwencji była bardzo wysoka, bo uwzględniała każda Uttanasanę wykonywaną dla odpoczynku. Potem na podstawie przywiezionych sekwencji prowadziłam zajęcia – jeden do jeden w ramach mojego cyklu „Vinyasa w metodzie IYENGARA”. Kiedy w 2006 roku zaczęłam uczestniczyć w zajęciach w RIMYI – stamtąd również przywoziłam sekwencje – tym razem z zajęć Gity Iyengar. Z tym, że oprócz nich kupowałam też nagrania tych zajęć, w których uczestniczyłam. Wymyśliłam wtedy cykl warsztatów „Koronkowa robota Gity Iyengar”. Przed każdym warsztatem odsłuchiwałam nagrania zajęć i uzupełniałam notatki a w efekcie prowadziłam zgodnie z nimi też zajęcia. Trwało to parę dobrych lat zanim poczułam, że sekwencje same zaczynają układać się w mojej głowie. I pojawia się to charakterystyczne uczucie – tak będzie dobrze – właśnie tak a nie inaczej – choć dokładnie nie wiem dlaczego.
Kiedy dużo później zaczęłam kształcić nauczycieli (2013) poczułam, że uczestnicy mojego pierwszego treningu potrzebują usystematyzować zagadnienia dot. sekwencjonowania poszczególnych grup asan. Na potrzeby wykładu dot. tego zagadnienia sformułowałam explicite reguły, którymi kierowałam się kiedy pojawiało się to charakterystyczne odczucie. Wyabstrahowałam sobie zespół zasad, które w uproszczeniu określały jak stworzyć dobrą – zrównoważoną sekwencję. Posługuję się tym wykładem zasad na treningach i dostrzegam jego ograniczenia, z których najpoważniejszym jest niewrażliwość na kontekst. Bo dobra sekwencja wygięć do tyłu będzie inna dla zaspanych początkujących o poranku w deszczowy dzień, inna dla praktykujących tuż przed burzą latem. Tego nie da się ująć w proste reguły…