Pora na trzeci i – jak na razie – ostatni odcinek historii opisującej koleje mojej relacji z wybitnym nauczycielem metody IYENGARA, od którego mam przyjemność czerpać wiedzę i inspirację już od ponad 6 lat.
W tamtym czasie – w latach 2017 – 2019 przypadła mi rola kogoś w rodzaju agenta Davida na Polskę. Pod wpływem próśb grupy polskich studentów – których z każdym warsztatem przybywało – ustaliśmy tryb dwóch spotkań w roku. Jedno odbywało się w czerwcu i miało charakter bardziej zaawansowany a drugie – w październiku i było – powiedzmy – raczej średniozaawansowane. Chociaż stopień zaawansowania tych spotkań zależał od poziomu, możliwości i zapału grupy, która akurat w nich uczestniczyła. Zdarzało się, że warsztaty październikowe – w chłodniejszym okresie – były dużo intensywniejsze. Na te intensivy zapisywało się ok 35-40 osób. Sporą część, jak na grupy jogowe, stanowili mężczyźni. Ewidentnie praktyka z Davidem była dla nich rodzajem wyzwania. Myślę sobie, że zwłaszcza dla nich. David bowiem niemiłosiernie konsekwentnie powracał do podstawowych akcji w trudnych asanach i pokazywał, jak je właściwie wykonać. Nierzadko wymagało to cofnięcia się do mniejszych zakresów i prostszych asan, aby zrozumieć, w którym miejscu unikamy właściwego ustawienia ciała i tym samym – pozbawiamy praktykę jej transformującego wpływu na nasze ciało i psychikę.
Moje osobiste doświadczenie praktyki z Davidem pokazywało mi dobitnie, gdzie leżą pokłady niezintegrowanych emocji. Prawie każdy warsztat wiązał się z – mniej bądź bardziej – gwałtowną ekspresją tychże.
Rozdział warsztatów stacjonarnych dla umiarkowanie dużych grup zamknęła pandemia i lock down w 2020 roku. Właśnie wtedy mieliśmy w planach zmienić salę na większą i przyjmować na jesienną edycję 60 osób. Zamiast tego – współorganizowałam Davidowi jeszcze dwa warsztaty w formule zdalnej i tak nastąpiła przerwa w mojej działalności organizatorskiej.
David bardzo uważnie nas obserwował i wyłapywał sygnały świadczące o tym, że nie „używamy” praktyki do zmiany a jedynie do utrwalania stanu, w jakim jesteśmy. Jak już wspomniałam – na warsztaty zapisywali się chętnie mężczyźni. W czasie pierwszego warsztatu zdalnego David wyczuł nastawienie części grupy na wyczynowe podejście do praktyki – oczekiwanie było na „dużo i mocno”. I właśnie wtedy zwolnił. Jedną – trzy godzinną – sesję poświęcił na proste, schładzające i wyciszające pozycje. Trwanie w nich „na długich czasach” było nie lada wyzwaniem dla umysłu rządnego zmiany. Jednak efektem tej praktyki było głębokie wycofanie świadomości do środka. Jak nietrudno się zorientować – większość męskiego składu nie pojawiła się na kolejnym zdalnym warsztacie.
Wkrótce po wprowadzeniu lock downu David zaczął prowadzić regularne sesje przez ZOOM dla zaawansowanych. Widywałam się z nim przez kolejne trzy miesiące w sobotnie popołudnia i był to okres najintensywniejszej transformacji mojej praktyki. Otrzymałam wiele korekt od niego i wszystkie wątki, które pojawiały się na jego stacjonarnych warsztatach zaczęły układać się w spójną całość i „pracować” w moim ciele. Tym razem wiele zyskał rejon barków. Poczułam się prowadzona na ścieżce jogi. Wspaniale było przystępować do praktyki bez odpowiedzialności organizacyjnej.
Po tych trzech miesiącach starałam się utrzymywać kontakt z nauczaniem Davida praktykując z nagraniami jego sesji. Przerobiłam ich niezliczoną liczbę a to i tak ułamek z tego, co jest wciąż w jego wirtualnej ofercie. Teraz w ten sposób studiuję również zagadnienia terapeutyczne.
I na koniec – po trwającej trzy lata – przerwie zobaczyłam się z Davidem latem we Florencji na pięciodniowym warsztacie w jego szkole. W tym spotkaniu ważne było dla mnie nie tylko meritum i korekta manualna, której już tak długo nie mogłam doświadczyć, ale przede wszystkim – obserwowanie nauczyciela spokojnego duchem, łagodnego, wyrozumiałego, wyważonego w swoich reakcjach na uczniów – empatycznego. To było wspaniałe – doświadczyć tych wszystkich jakości w relacji z nauczycielem iyengarowskim w bliskim z nim kontakcie. Po wielu doświadczeniach z innymi nauczycielami mogę powiedzieć, że to prawdziwy ewenement i wzór do naśladowania. Czuję, że jestem we właściwych rękach.