Jak zaprosiłam Davida Meloni do SJKP

Tagi:

Jako już dojrzała osoba praktykująca i wysoko certyfikowana nauczycielka jogi zaliczyłam pewien przełom na mojej ścieżce rozwoju. Było nim doświadczenie macierzyństwa. Zazwyczaj bywa odwrotnie. Znane mi zaawansowane nauczycielki w metodzie Iyengara – albo dzieci nie mają wcale – albo też, ich doświadczenie macierzyństwa było równoległe z początkami praktyki. Moje pojawiło się właściwie po zamknięciu etapu intensywnego kształcenia się i zdobywania doświadczenia. Zaszłam w ciążę już po tym jak otrzymałam swój ostatni dyplom – od samego Gurujiego. Kiedy urodziłam synka byłam po czterdziestce i te dwa lata obejmujące ciążę oraz wczesny etap opieki nad dzieckiem z intensywnym karmieniem piersią okazały się cezurą „odcinającą” mnie od czasów sprzed ciąży.

Kiedy wzmocniłam się po tych doświadczeniach byłam już kobietą z ciałem „po przejściach” i do tego – w okresie pre-menopauzalnym. W 2016 Kosma skończył rok i kilka dni później odbyła się – zorganizowana przez mnie – konwencja jogi Iyengara z udziałem Faeqa Birii. Faeq zgodził się przyjechać do Polski po 12 latach przerwy. Wciąż był moim nauczycielem (dzielił tę pozycję ze swoją żoną Corin Biria i Ritą Keller) i – jak sam twierdził – to ja go namówiłam do zmiany zdania i przyjazdu do Polski.

W czasach przed ciążą – bywałam u niego regularnie na intensivach we Francji ale wtedy – w 2016 roku – czułam, że nie wrócę już do tej rutyny i to nie tylko z powodu ograniczeń, jakie nakłada na mnie wczesne macierzyństwo. Coraz bardziej stawało się dla mnie jasne, że moje ciało potrzebuje czegoś innego niż to, czego naucza Faeq. Jego przekaz długo karmił mnie na każdym z poziomów (mentalnym, emocjonalnym, fizycznym), jednak już od pewnego czasu pojawiał się we mnie głód innych jakości.

Na Davida ponownie trafiłam przez media społecznościowe kilka miesięcy przed konwencją. Widziałam krótkie filmiki z jego uczeniem i pierwsze, co mnie uderzyło to niezwykła klarowność jego przekazu. Ponadto sposób prowadzenia akcji w asanach zgadzał się z moimi głębokimi – i nie do końca wysłowionymi – intuicjami. Miałam wtedy w procesie szkoleniowym grupę zaawansowanych nauczycieli – głównie mężczyzn. Potrzebowałam wsparcia w prowadzeniu ich do egzaminu Junior Intermediate III. (Oczywiście – przy okazji szperania w Internecie – doszłam do tego, że David to obecnie jeden z najwyżej ceryfikowanych z dyplomem Junior Advanced II, co w kwietniu 2015 uległo kolejnej zmianie i w 2016 był już Seniorem Advanced I.) Potrzebowałam też prowadzenia w mojej praktyce – ale znałam swoje logistyczne ograniczenia wynikające z opieki nad małym dzieckiem. Wiedziałam, że nie będę w stanie podróżować. David ze swoją gotowością do przyjazdów – był dla mnie wybawieniem i wielką szansą na rozwój w tamtych – nieoptymalnych warunkach.

Dokładnie pamiętam nasze spotkanie po 6 latach – we wrześniu 2016 roku. Wyszłam po niego na peron dworca Kraków Główny, na który przyjechał pociągiem z lotniska. Bałam się, że go nie rozpoznam. Z wagonu wyszedł niewysoki młodzieńczo wyglądający brunet w bluzie z kapturkiem i małą walizką na kółkach. Ta bluza miała krótki rękawek i takie nietypowe wiązanie pod szyją. Pomyślałam, że chyba mu zimno tu w Polsce. Ale David na nic nie narzekał. Uśmiechał się i wydawał się człowiekiem w ogóle nie stwarzającym kłopotów. Raz tylko zgubił się w Krakowie, w jakiejś przerwie między zajęciami warsztatowymi – bo postanowił napić się kawy.

Pierwszy warsztat składał się z 4 zajęć i brała w nim udział grupa 16 nauczycieli_lek. Poprosiłam go o sylabus Junior II-III i taki właśnie zestaw dostaliśmy – jeden do jeden i to w komplecie. Był to jeden z intensywniejszych warsztatów, w jakich brałam udział. Drugi – obejmował pełne trzy dni w okresie Bożego Ciała 2017 (6 zajęć) i w tym uczestniczyło 15 nauczycieli_lek. Po tych dwóch warsztatach zrozumiałam, jak wiele błędów popełniałam w praktyce i nauczaniu do tej pory. David z niezwykłą systematycznością pokazywał właściwe akcje w pozycjach i dzięki konsekwencji wyłaniał się z tego spójny obraz całych sylabusów i połączeń między nimi. Moje ciało odetchnęło z ulgą – zwłaszcza rejon bioder. Dzięki klarownym akcjom i jego korektom miejsca niewspółpracujące w pozycjach „biodrowych” zaczęły znajdować swoje miejsce. W tamtym czasie głównym narzędziem dydaktycznym Davida było wprowadzanie nas w pozycje krok po kroku – czego przykład widzicie tu na zdjęciach Parivritta Parvakonasany. Jeszcze wtedy nie doświadczyłam skrajnie analitycznego aspektu nauczania Davida, które rozwinęło się nieco później. Ale o tym będzie ciąg dalszy opowieści.

2 komentarzy “Jak zaprosiłam Davida Meloni do SJKP

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *