Moje spotkania z Faeqiem Birią w Blacons

Tagi: ,

Blacons_V_2014

Właśnie mija 10 dni od nagłej śmierci Faeqa Birii. Czytam wspomnienia osób z Nim związanych i chociaż 10 lat temu popełniłam wpis na tym blogu właśnie o Faequ i zawarłam tam najistotniejsze jakości wyróżniające jego nauczanie, to postanowiłam dokonać pewnego podsumowania moich z Nim doświadczeń, które wykraczają poza sferę li tylko praktyki jogi. Wspomnienia te – podobnie jak większość zamieszczonych przez jego bliskich uczniów i uczennice – mocno są osadzone w kontekście intensivów w Blacons.  

Miał on pewną wyjątkową cechę dostrzegania ludzi i widzenia ich aktualnego stanu. Właśnie ta cecha tak bardzo zjednywała mu wszystkich, z którymi się spotykał. Aplikacje na intensive w Blacons zawierały miejsce na zdjęcie. Faeq osobiście je przeglądał, żeby nauczyć się imion uczestników/uczestniczek. A trzeba wiedzieć, że w szczycie popularności tych warsztatów na najbardziej oblegane turnusy przyjeżdżało po 120 osób a turnusów było czasem pięć bądź sześć. Celowo przyjeżdżałam na te ostatnie, żeby uniknąć największego tłoku. Ale pamiętam doniesienia o tym, że w poprzednich tygodniach Viparita Karani wykonywane było również w toaletach, bo zabrakło ścian na sali i we wszystkich przejściach. W tym tłumie potrafił rozpoznawać ludzi i kojarzyć ich imiona oraz kraj, z którego pochodzą. W miarę trwania warsztatu wiedział, w którym momencie ciało na tyle się otwarło, że jego pogłębiona korekta nie wyrządzi mu krzywdy a wniesie dodatkową jakość do doświadczenia pozycji. Bacznie nas obserwował i te obserwacje przechowywał w pamięci, która była przepastna.  

Jak bardzo – mogliśmy się przekonać słuchając niezliczonych przypowiastek rodem z nauk rabinów, historii z jego poszukiwania mistrza duchowego w Indiach – a kandydatów do tego była niemała lista. Chętnie przytaczał anegdoty z życia Gurujiego i ich wspólnych przygód. Te ostatnie zyskały na wartości, kiedy w trakcie mojego ostatniego pobytu w Blacons (2014) wspólnie przeżyliśmy odejście Gurujiego. Przeprowadził nas przez to trudne doświadczenie we właściwy sobie – rytualny sposób. A potem zasypał nas opowieściami o nim malując obraz nieidealnego, żywego – z krwi i kości – człowieka. 

Potrafił wpisywać się w figurę tego, który celebruje utrwalony tradycją i przekazem religijnym rytuał. Umiejętnie budował tym wspólnotę oraz swoją w niej pozycję dając jej członkom poczucie stabilności, przewidywalności i porządku. Wkraczał na salę praktyki, w której czekaliśmy na Niego na równiutko ułożonych matach zastygli w Swastikasanie gotowi do medytacji – kiedy tylko zegar na wierzy ratuszowej wybił po raz siódmy oznajmiając siódmą rano. Niezwykle schludny, ubrany zawsze w biały bawełniany podkoszulek bez rękawów i spodenki do jogi a na to białe dhoti – owiany zapachem mieszanki orientalnych olejków Hamir. Zapach ten stał się dla wielu z jego uczniów przedmiotem pożądania, po który trzeba było wyprawiać się do sekretnego sklepiku z olejkami w Punie. Zaczynał rytuał od pokłonu świętym obrazom i zapalenia kadzidła – a trzeba wiedzieć, że jego osobiści asystenci mieli dbać, aby wszystkie akcesoria były gotowe. Okadzał obrazy, zdejmował dhoti i dopiero wtedy zasiadał z nami do medytacji – prowadził ją adresując instrukcje niezwykle systematycznie i drobiazgowo. Po kilkunastu minutach zaczynaliśmy recytację hymnów o wile wykraczających poza zwykłą inwokację do Patandżalego. 

Praktyka na intensivach niosła ze sobą te same jakości, co rytuał. Dawała poczucie systematyczności i poukładania. Sposób prowadzenia i przekazywania materii zdawał się być kompletny i właśnie to wrażenie wyczerpania dziedziny było niebezpieczne. Wiele lat zajęło mi dojście do tego, że dziedzina jaką jest metoda Iyengara jest ze swej istoty otwarta i podlega nieustającej rewizji. Szczególny był też timing i sekwencjonowanie. Powracaliśmy jakby po pętli do tych samych asan, w niektórych trwaliśmy bardzo długo – ponad fizyczne możliwości ciała i kiedy udawało się przejść to uczucie ograniczenia pojawiał się zupełnie nowy stan umysłu. Nazwałabym go medytacją w transie. Poniekąd roztapiało się również poczucie “Ja”, gdyż to z nim i jego integralnością wiązały się wszystkie koncepcje ograniczenia możliwości ciała. Ciało wykonywało coś, na co nie było już przestrzeni w umyśle. Potem, kiedy turnus się kończył i wracałam do domu – miałam w sobie ten niezmącony spokój – ślad owego transowego doświadczenia. 

Przyjeżdżałam do Blacons regularnie od roku 2003 do 2014 – w sumie 7 razy i zostawałam tam na 2-3 tygodnie – w najgorszym wypadku 10 dni – jeśli ostatni tydzień był tym wydłużonym. Nie mogłam sobie pozwolić na częstsze bywanie niż raz na dwa lata z uwagi na wydatki związane z podróżami do RIMYI w Punie – również raz na dwa lata. Kiedy przyjechałam do Blacons w 2013 po raz dziesiąty – doznałam niezwykłego uczucia zamknięcia pewnego etapu. Dotarło do mnie jak bardzo te powtarzające się w regularnych odstępach czasu – podróże – do tego miejsca i czekającego tam na mnie Nauczyciela – porządkowały moje bieżące doświadczenia życiowe. Przez te wszystkie lata były rodzajem rytuału pomagającego mi zrekapitulować czas wypełniający przerwy między nimi. Ten konkretny pobyt tam wypełniony był nawracającymi wspomnieniami i wglądami pokazującymi związki między nimi. 

Tylko mój ostatni pobyt w Blacons miał miejsce po rocznej przerwie i dał mi okazję przejść przez odejście BKS Iyengara. Kiedy rozmawiałam z Faeqiem przed wyjazdem – zwierzałam mu się z swoich marzeń posiadania dziecka i on wtedy powiedział – “Zajdziesz w ciążę, bo dlaczego miałabyś nie zajść?”. I tak też się stało – zaraz po powrocie z Blacons.  

Intensive Faeqa odbył się w Blacons jeszcze tylko raz i od kolejnego roku przeniósł się do innego miejsca. Osobiście czułam się tak mocno związana z tym konkretnym miejscem, że odwiedziłam je z rodziną raz jeszcze w 2017 roku. Jednak to miasteczko nad rzeką Drome bez obecności tego konkretnego człowieka nie miało już dla mnie specjalnej wartości poza oczywistym pięknem gór je otaczających. 

Odszedł niezwykły człowiek, który kochał ludzi. Zostanie w naszych sercach. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *