Nieuchronnie zbliża się pierwsza okazja by uczcić urodziny Naszego Mistrza z Puny już bez Jego Obecności. 14 grudnia tego roku Guruji obchodziłby 96 urodziny jednak nie dożył tego pięknego jubileuszu.
Żyj szczęśliwie, umieraj dostojnie
– te słowa Naszego Drogiego Nauczyciela pojawiły się na stronie internetowej RIMYI w Punie 20 sierpnia tego roku. Guruji odszedł tego dnia o 3.15 nad ranem czasu lokalnego w prywatnej klinice w Punie. Do kliniki został przewieziony na usilne prośby członków rodziny kilka dni wcześniej z uwagi na pogarszający się stan jego zdrowia. Ze zdrowiem było już nie najlepiej od maja tego roku, czyli od powrotu z New Dehli, gdzie Guruji spędził miesiąc. Pomimo ogólnej słabości i kruchości kondycji udał się tam po to by odebrać najwyższe państwowe wyróżnienie Padma Vibhushan przyznane mu przez władze Indii. Taka była Jego nieustraszona natura – nie potrafił odpuszczać w tego typu sytuacjach. Właśnie dlatego, że wielokrotnie pokazywał, iż wciąż stać go na więcej niż wskazuje jego metryka, bądź słabnące ciało – z tegoż powodu zyskał miano „Lwa” i wydawało się, że istotnie jest niezniszczalny. Że śmierć nigdy w jego wypadku nie nadejdzie…
Można by faktycznie mieć takie wrażenie patrząc na niego z oddali. Jednak Ci, którzy obserwowali Mistrza – bywali regularnie w RIMYI w Punie – widzieli, że powoli i stopniowo ciało Gurujiego zmienia się i słabnie. Największą różnicę dostrzegłam w jego wyglądzie i kondycji między grudniem 2008 roku, kiedy hucznie obchodziliśmy jego 90te urodziny a styczniem 2011. Słyszałam, że Guruji zmarniał dość gwałtownie po przebyciu infekcji dróg oddechowych. Właśnie rejon klatki piersiowej najdobitniej manifestował uchodzenie sił witalnych z ciała Mistrza. Pamiętam jak dziś film nakręcony tuż przed obchodami 90tych urodzin który pokazuje praktykę pranayamy Mistrza. Kiedy Guruji kończył na nim wdech i zatrzymywał się – skóra na jego nagich piersiach lśniła jak u młodzieńca ściśle przylegająca do potężnie otwartej przestrzeni wypełniającej płuca. Więc tym trudniej było mi się pogodzić z widokiem starca w jakiego gwałtownie się zamienił. Ponieważ Guruji wciąż praktykował z odkrytym torsem – widać było, że skóra tułowia nie ma podpory w postaci otwartej i pełnej przestrzeni klatki piersiowej. Zupełnie jakby to co wewnątrz – żebra, organy – skurczyło się o rozmiar pozostawiając opakowanie smutno opadające w zmarszczkach na wątłej konstrukcji.
Więc już zaczęliśmy się niepokoić o los naszego Nauczyciela. Jednak wszelkie obawy wkrótce zostały rozwiane. Wystarczyło spojrzeć na to, jak prowadzi klasy, z jaką werwą tropi błędy asystującej mu wnuczki, z jakim zaangażowaniem wciąż udziela lekcji swoim najwytrwalszym uczniom. Tak sprawy toczyły się jeszcze do stycznia 2013 roku. Wtedy to miałam ogromne szczęście i wielki zaszczyt uczestniczyć w ostatnich zajęciach prowadzonych przez Gurujiego. Jeszcze niosła go energia obchodów 94 urodzin. Wystarczyło jej do pierwszych tygodni stycznia, a potem … zapadła cisza … Guruji nagle zniknął z biblioteki, gdzie jeszcze do połowy miesiąca przychodził czytać korespondencję i cieszyć oczy oraz dusze towarzyszących mu uczniów. Każdy zajęty swoją lekturą, bądź kompletowaniem notatek czuł wibrującą obecność Nauczyciela. To były piękne chwile, których będzie mi bardzo brakować… Więc wiara w to, że nasz Mistrz nie opuści nas nigdy była jeszcze długo podtrzymywana przez jego wysiłki aby być aktywnym do samego końca, jak również przez nieustanne manifestacje tego jak pomimo słabości cielesnej Jego umysł pozostaje żywy i dociekliwy.
Guruji w tamtych dniach przed odejściem nie chciał iść do szpitala. Chociaż było coraz gorzej z jego sercem i nerkami. Czuł, że koniec jest bliski i … nie chciał umierać w łóżku. Tradycja nakazywała joginom umierać w kontakcie z Matką Ziemią – na podłodze. Pozostała wierna tej tradycji nawet jego nieżyjąca już od lat żona – Ramamani. Dlatego też tego samego dnia, kiedy Guruji odszedł rodzina zabrała Jego ciało i złożyła na podłodze w domu. Przez kilka godzin uczniowie mogli oddawać hołd zmarłemu Mistrzowi – żegnać się z Nim. Drzwi domu Iyengarów przy Instytucie stały dla tłumu chętnych otworem. Ruch samochodowy na ulicy przy której mieści się dom i Instytut został wstrzymany, bo całą przestrzeń wypełniali tłoczący się ludzie. W godzinach popołudniowych ciało Gurujiego – zgodnie z tradycją – zostało skremowane.
Widziałam zdjęcie portretowe zrobione pośmiertnie. Guruji się na nim błogo uśmiecha.
W RIMYI zajęcia zostały zawieszone na 13 dni (do 2 września) – odpowiadające tradycyjnie w ten sposób obchodzonej żałobie. 31 sierpnia miały miejsce uroczystości oficjalnego pożegnania Mistrza. Przybyło na nie wielu jego najbardziej oddanych uczniów z całego świata. Nie było dla nich barier i przeszkód w postaci wcześniejszych zobowiązań, czy odległości…
My na swój sposób celebrowaliśmy odejście Mistrza – o moich doświadczeniach – w następnym odcinku.
Kraków, 14 grudnia 2014